20.3. Grzech jako rodzaj przystosowania

Wiara w grzech jest przystosowaniem, regulacją, dostrojeniem. Jako dostosowanie jest ona zmianą, przesunięciem w postrzeganiu, czy też przekonaniem, że to co było przedtem, zostało uczynione czymś innym. Każde przystosowanie jest więc jakimś zniekształceniem, które wzywa do obrony, aby podtrzymać siebie wbrew rzeczywistości. Wiedza nie wymaga żadnego przystosowania i niewątpliwie zostaje utracona, jeśli zostaje przeprowadzone jakiekolwiek przesunięcie lub zmiana. To ją bowiem natychmiast redukuje do poziomu zwykłego postrzegania - takiego sposobu patrzenia, w którym traci się pewność i w którym pojawia się zwątpienie. W tym osłabionym stanie, przystosowanie i regulacje są niezbędne, gdyż ten stan nie jest prawdziwy. Kto potrzebuje przystosowania do prawdy, która jedynie wzywa to czym on jest, do zrozumienia?

Wszelkiego rodzaju przystosowania pochodzą od ego. Bowiem ego jest niezmiennie przekonane, że wszystkie związki są zależne od przystosowań, które mają uczynić z nich to, czym ono chciałoby aby były. Bezpośrednie związki, w których nie ma żadnych przeszkód i zakłóceń, zawsze są postrzegane przez ego jako niebezpieczne. Ego jest samozwańczym mediatorem działającym we wszystkich związkach, dokonując takich przystosowań jakie uważa za konieczne i wprowadzając je u tych, którzy chcieliby się spotkać, a czyni to po to aby utrzymać ich w oddzieleniu i zapobiec ich zjednoczeniu. Ta dokonana z rozmysłem ingerencja powoduje, że trudno tobie jest rozpoznać twój święty związek jako to czym on jest.

Święci nie przeszkadzają prawdzie i nie boją się jej, albowiem to właśnie w prawdzie rozpoznają swoją świętość i radują się tym co widzą. Patrzą na prawdę bezpośrednio, nie próbując dostosowywać się do niej, ani prawdy dostosowywać do siebie. Widzą więc, że prawda w nich była i to bez uprzedniego podejmowania przez nich decyzji w sprawie tego, gdzie chcieliby aby była. Patrząc, tylko zadają pytanie, a to co widzą, daje im odpowiedź. Ty wytwarzasz świat a potem przystosowujesz się do niego i jego do siebie. Albowiem nie ma żadnej różnicy pomiędzy tobą i nim w twoim postrzeganiu, które wytworzyło i jedno i drugie.

Jednak pozostaje wciąż proste pytanie, które domaga się odpowiedzi. Czy podoba się tobie to, co wytworzyłeś? Świat morderstwa i ataku, przez który przemykasz się bojaźliwie, pośród ciągłych niebezpieczeństw, samotny i przerażony, mając co najwyżej nadzieję, że śmierć przynajmniej poczeka jeszcze trochę, zanim ciebie dopadnie a ty znikniesz. Ty to wymyśliłeś. Wszystko to jest obrazem tego, czym myślisz że jesteś - tego jakim siebie widzisz. Morderca jest przerażony, a ci którzy zabijają, boją się śmierci. Wszystko to są jedynie pełne lęku myśli, tych którzy chcieliby dostosować się do świata uczynionego pełnym lęku, wskutek ich własnych przystosowań i uregulowań. I smutni wypatrują na zewnątrz z tego miejsca w swym wnętrzu, które jest w nich smutne i widzą tam smutek.

Czy nie zastanawiałeś się, jaki naprawdę jest ten świat i jak wyglądałby, gdyby spojrzeć na niego szczęśliwymi oczami? Świat który widzisz jest jedynie osądem nad tobą samym. Jego wcale tam nie ma. Jednak twój osąd wydaje na ten świat wyrok, co uzasadnia go i czyni rzeczywistym. Taki jest świat, który widzisz - jest on sądem nad tobą wydanym przez ciebie samego. Ten chory obraz ciebie jest troskliwie zachowywany przez ego, jest bowiem jego wizerunkiem i ego go kocha, umieszczając go na zewnątrz ciebie, w tym świecie. A do tego świata musisz przystosowywać się tak długo, dopóki wierzysz, że ten obraz jest na zewnątrz, a ty jesteś zdany na jego łaskę. Ten świat jest bezlitosny i gdyby naprawdę był na zewnątrz ciebie, wtedy bez wątpienia miałbyś powód, aby być przerażonym. Jednak to ty uczyniłeś go bezlitosnym, a teraz, gdy brak litości zdaje się tobie przyglądać, może on zostać naprawiony.

Któż mógłby długo pozostawać bezbożnym w świętym związku? Świat który widzą święci stanowi z nimi jedność, tak samo jak świat na który patrzy ego jest podobny do niego. Świat który widzą święci jest piękny, gdyż widzą oni w nim swoją niewinność. Nie mówili mu czym on jest, ani nie czynili żadnych przystosowań, tak aby pasował do ich nakazów. Tylko łagodnie zapytali go, szepcząc: „Czym jesteś?” A Ten który czuwa nad całym postrzeganiem, odpowiedział. Nie uznawaj osądu tego świata za odpowiedź na pytanie: „Czym jestem?” Ten świat wierzy w grzech, lecz wiara która go wytworzyła takim jakim go widzisz, nie znajduje się na zewnątrz ciebie.

Nie staraj się przystosowywać Syna Boga do jego obłąkania. Jest w nim obcy przybysz, który zabłąkał się wędrując nierozważnie i wszedł do domu prawdy, ale który stamtąd odejdzie. Przybył bez celu, lecz nie pozostanie w blasku światła, które zaoferował tobie Duch Święty, a ty je przyjąłeś. Albowiem tam ów obcy przybysz staje się bezdomny, a ty jesteś mile widziany. Nie pytaj tego przejezdnego i obcego przybysza, „Czym jestem?”. On jest jedynym w całym wszechświecie, który tego nie wie. Jednak to jego właśnie o to pytasz i do jego odpowiedzi chcesz się dostosować. Ta jedna dzika myśl, zaciekła w swej arogancji, a jednak tak marna i nic nie znacząca, że przemyka przez wszechświat prawdy zupełnie niezauważona, staje się twym przewodnikiem. To do niej zwracasz się, pytając o znaczenie wszechświata. I tej jedynej ślepej istoty w całym widzącym wszechświecie prawdy pytasz: „Jak należy patrzeć na Syna Boga?”

Któż prosi o dokonanie osądu tego, kto nie potrafi osądzać? I gdybyś tak uczynił, czy uwierzyłbyś w odpowiedź i dostosował się do niej, tak jak gdyby była prawdą? Świat na który spoglądasz, jest odpowiedzią jaką dała tobie ta ślepa istota, ty zaś nadałeś jej moc takiego przystosowania tego świata, aby uczynić tę odpowiedź prawdziwą. Zapytałeś ten podmuch szaleństwa o znaczenie twego bezbożnego związku i przystosowałeś ów związek do jego obłąkanej odpowiedzi. Jak bardzo cię to uszczęśliwiło? Czy wyszedłeś na spotkanie bliźniego z radością, aby pobłogosławić Syna Boga i czy podziękowałeś mu za całe szczęście, które tobie dał? Czy rozpoznałeś bliźniego jako wieczny dar Boga dla ciebie? Czy ujrzałeś świętość, która jaśnieje zarówno w tobie jak i w bliźnim, abyście błogosławili się nawzajem? Albowiem taki jest cel twojego świętego związku. Nie proś o środki jego osiągnięcia tej jednej ślepej istoty, która wciąż chciałaby, aby twój związek był bezbożny. Nie dawaj jej mocy do przystosowywania środków i celu.

Więźniowie skuci przez lata ciężkimi łańcuchami, wygłodniali i wychudzeni, słabi i wyczerpani, z oczami tak długo wpatrzonymi w ciemność że nie pamiętają światła, nie skaczą z radości gdy zostają uwolnieni. Zrozumienie czym jest wolność, zabiera im trochę czasu. Szukałeś, ale słabo, w tumanach kurzu i znalazłeś dłoń bliźniego, niepewny czy ją puścić, czy uchwycić życie tak długo zapomniane. Wzmocnij swój uchwyt i podnieś oczy na swego silnego towarzysza, w którym tkwi sens twojej wolności. Wydawało się, że został on obok ciebie ukrzyżowany. Jednakże jego świętość pozostała nietknięta i doskonała i wejdziesz w tym dniu wraz z nim do Raju i poznasz pokój Boga.

Taka jest moja wola wobec ciebie i bliźniego oraz wola wobec każdego z was, którą chcę aby każdy z was wyrażał wobec drugiego i wobec siebie samego. Wola ta przedstawia sobą jedynie świętość i łączenie się bez granic. Bo czymże jest Niebo jak nie zjednoczeniem - bezpośrednim, doskonałym i niezakrytym zasłoną lęku? Tutaj jesteśmy jednością, spoglądając na siebie nawzajem oraz przyglądając się samym sobie z całkowitą łagodnością. Tutaj wszystkie myśli o jakimkolwiek oddzieleniu między nami stają się niemożliwe. Ty który byłeś więźniem w oddzieleniu, teraz zostajesz uwolniony w Raju. I tutaj chcę z tobą zjednoczyć się mój przyjacielu, mój bracie, moja Jaźni.

Twój dar dla bliźniego dał mi pewność, że nasze zjednoczenie nastąpi niebawem. Współdziel więc ze mną tę wiarę i wiedz, że jest ona uzasadniona. W doskonałej miłości nie ma lęku, ponieważ miłość nie zna grzechu i musi patrzeć na innych tak jak na samą siebie. Patrząc do wewnątrz z miłosierdziem, czegóż może lękać się na zewnątrz? Niewinni widzą bezpieczeństwo, a ci którzy mają czyste serce, widzą Boga w Jego Synu i oczekują od Syna, że doprowadzi ich do Ojca. Gdzież indziej mogliby iść, jak nie tam gdzie chcą być? Ty i bliźni będziecie teraz nawzajem prowadzić się do Ojca i będzie to tak pewne, jak to że Bóg stworzył Swego Syna świętym i takim go zachował. W bliźnim jest światło wiecznej Bożej obietnicy twej nieśmiertelności. Ujrzyj w nim bezgrzeszność, a lęk nie będzie mógł pojawić się w tobie.